24 czerwca, 12.00, na jednej z ulic LA.
Po późnym śniadaniu wybrałam się z Nessą, moją prywatną przewodniczką pozwiedzać trochę Los Angeles i dzielnicę Hollywood. Po drodze Van pokazywała mi wiele ciekawych rzeczy. Między innymi sławne restauracje, do których często zaglądają gwiazdy, mijałam sklep Chanel, oraz DKNY i obecnie idziemy w stronę słynnej 'Walk of Fame' (alei gwiazd).
- Wiesz, że ostatnio nie wpuścili nas do Chanel? - powiedziała zbulwersowany tonem.
- Dlaczego? - zapytałam.
- Ten sklep jest wyłącznie dla gwiazd, bo to jedyny sklep tej projektantki w dzielnicy Hollywood.
- Ach tak? To dziwne. Gwiazdy mają zawsze jakieś przywileje. ale my, normalni, nigdy. - wkurzyłam się.
- No... - skrzywiła się. - Tak jak Bieberek.
- Kto? A, Justin. - skapowałam. - On też jest gwiazdą?
- Nie, ale takiego udaje. Pierwsze wrażenie niesympatyczne, prawda? - uśmiechnęła się i uderzyła mnie lekko w ramię. No i co mam jej odpowiedzieć? Vanessa nie może wiedzieć o tej rozmowie, a raczej o niedokończonej rozmowie. Cholera. Muszę to odkręcić.
- Bo ja wiem.. - zwątpiłam. - Niby jest wredny i masz rację, gwiazdorzy, nosi głowę wysoko uniesioną, ale no..
- No...? - Van zrobiła podejrzliwy wzrok, cała HAPPY (widziałam to kątem oka), i znając ją, wyobrażała sobie nie wiadomo co o mnie i jej kuzynie.
- To nie tak, chodzi o to.. - zastanowiłam się, jak dobrać słowa, by nie zabrzmiało to głupio. - no nie jest fajny, no! - ton mojego głosu podwyższył się.
- Nie? - uniosła brwi.
- Okej. Gadałam z nim, chciał mnie bliżej poznać. Wydawał się fajny.
- NIE! - krzyknęła znów otwierając usta ze zdziwienia, jak przy obiedzie.
- TAK! - skierowałam wzrok na jej okrągłe oczy.
- Ale on? to niemożliwe! - uniosła ręce. - Jest wredny, zepsuty do szpiku kości!
Jak ona śmie tak o nim mówić, przepraszam bardzo? I po czym ona tak sądzi? Tego już za wiele. Tak naprawdę to ja jestem okrutna, bo zabijam komórki miłości u osobników płci przeciwnej. Justin zdaje się być obrażalskim i nie wiem, jak potoczy się nasza rozmowa. Chyba nie uwierzył w to, że 'moje oczy są wrażliwe na słońce'. Tak naprawdę JB jest spoko. Bynajmniej w stosunku do mnie. Nie zastanawiając się, palnęłam:
- Nie oceniaj go tak! Widocznie Ciebie nie lubi. Z resztą od kiedy pamiętam byłaś mniej lubiana... - Ugryzłam się mocno w język, niestety było już za późno.
- Koniec wycieczki. Wracamy do domu. - Nessa obróciła się na pięcie i szybkim krokiem poszła nie czekając na mnie.
*
26 czerwca
Przez dwa dni Van nie odzywała się do mnie. Bo 'Cześć' i 'Smacznego' do wszystkich w czasie pory konsumowania posiłku się nie liczy. Tak rzadko się widzimy, raz na rok, a już się zdążyłyśmy trochę pożreć.
W domu nikogo nie było. Tata i mama Vanessy pracowali, a ona nie miała rodzeństwa. Justin gdzieś wyparował. Poszłam do tutejszego warzywniaka kupić sobie trochę jabłek i jakiś sok. Gdy do niego weszłam, nie był to mały lokalik jak w Atlancie, tylko dojść duży, ekskluzywny sklep z warzywami, owocami itp. Podeszłam na dział owoców i wybrałam te zdatne do jedzenia,bo niektóre były podgnite, mimo wysokiego standardu wizualnego tego miejsca. Gdy skończyłam, podniosłam wzrok na regały, między którymi stał.. Justin z ziemniakami, sałatą i burakami w rękach. Dziwnie zarywał dłonią twarz, jakby się chował?
- Hej. - przywitałam się. Justin aż podskoczył i buraki powędrowały na ziemię.
- Hej! - krzyknął wzburzony. Szybko podniósł warzywo z posadzki i wstał tak,że jego twarz była przy mojej. Te jego oczy... Mogłabym się w nie wpatrywać godzinami, są takie idealne. Czekoladowe, Ahh..
- No, ten... Co tam? - posłał mi uśmiech co chwilę niepewnie spoglądając na swoje zakupy. Nadal stał blisko mnie.
- Nic. Chciałam Ci coś powiedzieć. - zaczęłam, lecz KTOŚ mi przerwał.
- Justin, odstaw to do domu. - powiedziała śliczna brunetka podobna do Ashley Greene. Przytuliła się do jego ramienia. - Mieliśmy iść na plażę. - zrobiła minę i oczy szczeniaczka.
- Już idę, kotku.
KOTKU? On ma dziewczynę?! Zabiję Vanessę. Zabujałam się w chłopaku , który ma już laskę. Grr!
- Tina, to jest Monique, moja dziewczyna. - powiedział JB w moją stronę.
Popatrzyłam się na niego ze łzami w oczach. Rzuciłam jabłka na jakąś półkę bardzo niedbale, bo wszystkie się wysypały. Szybko wybiegłam ze sklepu i skierowałam się w stronę skwerku niedaleko lotniska. Uważam, że to jest jedyne miejsce, w którym jest spokojnie i mogę pomyśleć nad moim trudnym życiem. Całe LA jest zwariowane i zabiegane. Widzę, że ja tu po prostu nie pasuję..
Po około dwóch godzinach odważyłam się wrócić do domu. Modliłam się w duchu, bo go nie spotkać. Nie chcę na niego patrzeć.
Nie rozumiem tylko jednego. Nie znam go, widzę Justina drugi raz. Dlaczego w sklepie miałam łzy w oczach i czułam się zazdrosna, zdradzona i oszukana? Czuję się fatalnie, jakbym straciła część siebie, a tak nie powinno być. Nawet nie mam się tu komu wyżalić. Przez kolejną godzinę gadałam z Alice, która ma jakieś tam doświadczenie w sprawach sercowych.
- Chyba się zakochałaś. - rzekła. - Myślę, że to miłość od pierwszego wejrzenia i jego 'piękne' oczy, oraz uroda o tym przeważyły. - tak brzmiała jej 'diagnoza'.
- O czym ty gadasz? - zapytałam prawie wrzeszcząc do słuchawki. - Ja go nie znam i nie jestem tak powierzchowna!
- I co z tego, że go nie znasz? Muszę kończyć, nara.
Rzuciła słuchawką. Na nikim nie można polegać. Nawet nie uzasadniła, dlaczego tak uważa.
Kolejny telefon wykonałam do Sarah. Pogadałyśmy chwilę praktycznie o niczym i przeszłam do głównego celu rozmowy. Opisałam jej wszystko dokładnie i znów usłyszałam entuzjastyczne:
- Tina, ty się zakochałaś!
- Ależ to niemożliwe.
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Już Ci mówię, dlaczego. Nigdy przecież z nim normalnie nie gadałam , jest wredny i niemiły. On jest tylko... ładny.
- I ma ładne oczy.
- Tak. - przytaknęłam szybko.
- Nadal myślę, że go lubisz-lubisz. - wymówiła swoje ulubione określenie miłości.
Rzuciłam słuchawką, bo już nie mogłam tego dłużej wysłuchiwać.
Tak naprawdę to ja sama uważam, że...
CHYBA SIĘ ZAKOCHAŁAM.;/
Nagle ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju. Moje serce mocno zabiło, czułam, jak podeszło mi do gardła i tam utkwiło, nie mogłam wykrztusić ani słowa. Schowałam pamiętnik pod łóżko i sama podeszłam do nich, zdecydowanym ruchem je otwierając.
______________________________
Tylko 2 komentarze pod poprzednią notką. Dzięki. Jeśli chcecie, bym pisała to opowiadanie to pod każdą notką ma być 6 komentarzy. Żebym miała pewność, że ktoś to przeczyta.
Pozdrawiam.
ja czytaam :)
OdpowiedzUsuńTak serio to kocham te Twoje opowiadania ;*
Naprawdę są świetne...
Pozdrawiam
_Angel_Queen_
Świetne ;*
OdpowiedzUsuńŁaadne Łaadne :D .
OdpowiedzUsuńZapraszam na swojego bloga ;)
Fajne. Strasznie mi się podoba.
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńoooo Boże . znowu mi agresja powraca, bo kolejne uzależnienie do opowiadania twojej twórczości.
OdpowiedzUsuńdziękuję że piszesz. ; *
co ja się będę rozpisywać- kolejny super rozdział! ten podoba mi się nawet bardziej niż poprzedni xD
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam na kolejną porcję przygód bohaterki nowego opowiadania ;)
Ja czytam.:)
OdpowiedzUsuńSUuupppCiiiiiiiiiiiO!
Świetnie :*
OdpowiedzUsuńLubię-lubię Twoje opowiadania <3
OdpowiedzUsuńA tak wgl. to kim jest ta Monique? Bo nie ma jej w bohaterach. :P
OdpowiedzUsuńMonique nie ma w bohaterach, ale w nowym rozdziale ją dodam, żebyście ją sobie wyobrazili. To jest dziewczyna Justina Biebera. : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Truskawkowa.
Super :D
OdpowiedzUsuńMi się podoba - podoba twoje opowiadanie :D
Super CZEKAM na następny <33
OdpowiedzUsuń