W POPRZEDNIM ROZDZIALE:
Skręciłam do spożywczego , kupiłam 3 gałki lodów. Truskawkowe, czekoladowe i oczywiście ananasowe. Wychodząc wpadłam na kogoś.
- Cholera! Co robisz wariacie! - miałam upapraną całą bluzkę. Z lodów w upalny dzień - nici. Spojrzałam na nieznaną osobę.
- Justin Bieber?!
***
- Tak, to ja Justin - chłopak wyciągnął rękę, był niespokojny, ale zdecydowanie czymś jakby mile zaskoczony. Patrzył mi się głęboko w oczy.
- Ty, ty... - wydukałam, spojrzałam na jego bezradne oczy i rozłożone równie bezradnie ręce.
Poszłam sobie. Po prostu, poszłam, szybkim krokiem. Gdybym dłużej tam stała, oczarowałby mnie tym swym wzrokiem i ... zakochałabym się w nim, a tego nie chcę. Jesteśmy z 2 różnych światów. On, sławny piosenkarz, piękny głos, przystojny i wgl., a ja? zwykła dziewczyna ze zwykłymi problemami, bardzo przeciętna i wcale niesławna. Co on sobie myśli? Ciekawe, czy każdą laskę podrywa na spojrzenie...
Szłam żwawym krokiem, czułam na plecach jego wzrok. Po chwili usłyszałam od niego:
- Zaczekaj! Nie zwracałam na to uwagi. W myślach kotłowało mi się tylko jedno zdanie: 'Nie patrz w jego oczy'.
- Hej, zatrzymaj się! - nie dawał za wygraną. Słyszałam już jego kroki, na pewno biegł do mnie i za chwilę złapał mnie za ramię. Nie miałam wyboru, musiałam się zatrzymać, przecież nie będę się wyrywać, jakby to wyglądało. Zamknęłam oczy, nabrałam powietrza w płuca, otworzyłam i odwróciłam się z uśmiechem. Wg mnie to był grymas, a nie uśmiech.
- Tak? - zapytałam.
- Coś Ci wypadło - Justin patrzył się w moje oczy. Wypadła mi legitymacja. - Chelsea. Ładne imię. Mieszkasz kilka ulic dalej ode mnie,fajnie. - uśmiechnął się i pokazał swoje białe, hollywoodzkie zęby. Podał mi legitymacje. Było mi głupio...
- Przepraszam, ja.. - gapiłam się w jego oczy jak ostatnia wariatka. 'Ale ciacho' - myślałam sobie.
- Przepraszam za zniszczoną koszulkę, zapła...
- Dopierze się. - dodałam szybko.
- Aha, to dobrze. Może przejdziemy się? - zaproponował.
- Przepraszam, ale innym razem. Podaj mi numer komórki, to się zdzwonimy. - nie wiem, co mnie z tym numerem napadło, ale czułam, że chcę się jeszcze z nim spotkać, ale z drugiej strony tego nie chciałam.
- A tak tak, daj komórkę to wstukam Ci. - rzekł.
- Nie mam przy sobie. - zmartwiłam się.
- Może masz kartkę, albo znasz na pamięć. - miał również zmartwioną minę. Chyba mu zależało. ^^
- Ani tego nie mam, ani nie znam. - uśmiechnęłam się odchylając głowę do tyłu.
- To zapiszę Ci na ręce.! - krzyknął i patrzył na moją reakcję. Pokiwałam uśmiechnięta głową. Chłopak się starał więc dam mu szansę. Gdy skończył, dodał jeszcze:
- Tylko nikomu go nie dawaj, bo szalone fanki dopadną mnie. - To mnie wkurzyło. Wcale nie jest znany, a się o fanki martwi.
- Jasne. - zrzedła mi mina.
- Ok, to odprowadzę Cię do domu, jeśli pozwolisz. - chyba wyczuł, że powiedział coś nie tak.
Przytaknęłam. Nagle Justin zaczął uciekać za drzewo, w drodze krzyknął 'cholera'. nie miałam pojęcia, o co biega. Usłyszałam tylko gwałtowne hamowanie czarnej, dużej i lśniącej furgonetki. Postanowiłam podejść do niego.
- Hej, co się tak chowasz przede mną? - uśmiechnęłam się, zaglądając za drzewo. Jednak jego tam nie było. Widziałam, jak uciekał, więc pobiegłam za nim.
*
DOM CARMEN. 2 GODZINY PÓŹNIEJ.
Po wysłuchaniu mojej historii Mia, moja naj przyjaciółka była bardzo zaskoczona. Ona widziała Justina tylko raz na żywo, szedł koło kilku paparazzich z ochroniarzami.
- To dziwnie, że tak zwyczajnie wyszedł na ulice. Dopadły by go szalone fanki. A raczej paparazzi - stwierdziła, zagryzając popcorn.
- Ale wiesz, co do ucieczki, to mógł właśnie przed nimi uciekać. - wcięła się Carmen, wczesniej nie zainteresowana opowieścią o Bieberze. Patrzyła teraz na najnowsze plotki w swoim laptopie.
Coś mi zaświtało w głowie. Czarna furgonetka z jakimś różowo-niebieskim napisem. To na pewno byli oni! To był ten serwis plotkarski, który teraz ogląda Carmen.
- Hej, pokaż laptopa! - krzyknęłam podbiegając do niej na łóżko, na którym leżała na brzuchu, machając nogami. Chciałam sprawidzić, jak się nazywa ta strona.
- A prosze, proszę! - oddała mi go, patrząc się na mnie jak na wariatkę.
- O boże, to ty !!!! - krzyknęła, gdy przesuwała niezastąpione urządzenie.
- Że co? - byłam zdezorientowana. Podsunęła mi pod nos laptopa, pokazała nagłówek.
'JUSTIN BIEBER ZAPISUJE DZIEWCZYNIE NA RĘCE NUMER FONU. SĄ FOTKI!!!!!!!'
***
Na dziś to tyle, krótki,ale akcja sie rozwija. Będzie ciekawiej. Już niedługo dodam nowych bohaterów, jeszcze zobaczę, czy będą potrzebni.
Komentujcie < 333
zaje*isty rozdział taki.... fajny;]bedzie akcja;]
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga : ** http://my-heart-beats-for-yoou.blogspot.com
OdpowiedzUsuń