OPIS MOJEGO OPOWIADANIA:
*Akcja - USA, Atlanta.
*Główni bohaterzy: Chelsea Lovato i Justin Bieber
*Dom Chelsea Lovato - głównej bohaterki (15 lat) , jej siostry Rosalindy (14 lat) i Mamy Luanny - St. Patricka 75 D
*dom jednorodzinny, duży
W POPRZEDNIM ROZDZIALE:
- Doktorze, moja głowa, strasznie boli! Co z moją babcią i mamą!?
- To przejdzie, podaliśmy Ci leki, musisz być silna. Twoja babcia... Ona... - załamał mu się głos. - Ona...
***
Nie mogłam nadal w to uwierzyć, to się nie mogło stać. Dziś ostatni raz zobaczyłam babcię. Była bardzo blada, nie dawała żadnego znaku życia. Wraz z innymi, którzy tu przybyli złożyłam na niej krwistoczerwoną różę. Moja mama również była tu obecna, miała lekki wstrząs mózgu, bo spadła ze schodów, gdy straciła przytomność. Już czuje się dobrze, na szczęście. Ja mam jeszcze małe omdlenia, ale to nie ważne... Było tam tak smutno, czarno i żałobnie. Nie mogła powstrzymać swoich łez, gdy trumna została zamknięta i złożona do głębokiego dołku. Ten dół miał kilka metrów. Rozmiarów mojego dołka nie da się opisać...
*
2 tygodnie później.
To już 2 dzień wakacji. W dniu zakończenia roku szkolnego, moja mama oznajmiła mi, że wyprowadzamy się do Atlanty z Florydy. [akcja dzieje się w USA] Byłam szczęśliwa, ponieważ mieszkają tu moje 2 przyjaciółki: Carmen i Mia :) Przez te kilka tygodni mieszkałyśmy [Ja, Rosalinda i mama] u ciotki Elli. Ona jest naprawdę straszna! Kazała nam sprzątać codziennie dom i zapłacić za to, co zużyłyśmy (prąd, wodę, światło, gaz) podczas, gdy mieszkałyśmy u niej... Cóż, są ludzie i ludziska.
*
30 czerwca 2010 r.
- Chelsea, słyszałaś o Bieberze? - zapytała mnie tego ranka przy śniadaniu w nowym domu moja młodsza o rok siostra, Rosalinda. Dookoła walały się jeszcze kartony z nowymi rzeczymi, stare spaliły się w pożarze. Wszystko.
- Bieber? Tak... Przed tą straszną tragedią. - w mgnieniu oka poczułam się bardzo smutna, przypomniały mi się te wszystkie wydarzenia, o których chciałam zapomnieć.
- Ah. Czyż on nie jest cudowny? Ale nie o to mi chodzi - moja sis przymrużyła oczy. Pewnie miała jakąś sensację - Zgadnij, gdzie on mieszka? - zaczęła ruszać brwiami.
- Hm... - nie miałam pojęcia. Nagle mnie olśniło! - Nie! To nie może być A..
- ATLANTA!!! - wybuchnęła. - mieszka 2 ulice dalej od naszej!
Wyplułam na nią całe mleko. Łyżka od płatków, którą trzymałam w ręce wpadła mi do jedzenia [płatki z mlekiem]. Miska pękła, śniadanie się rozlało, a ja byłam jak zaczarowana.
- Ty sobie ze mnie kpisz! - otrząsnęłam się.
- Nieprawda. Zaraz przyniosę Ci dowód rzeczowy. - Rosalinda zerwała się z miejsca, pobiegła schodami na górę. Słyszałam tylko przygłuchy tupot stóp i gramolenie czegoś po podłodze, potem przeciąganie kartonów i huk spadających czasopism. Trzask drzwi. Rose biegła z jakaś gazetą po schodach prosto do kuchni, która była połączona z pokojem gościnnym. Wszystko urządzone jak zawsze w bardzo fajnym stylu.
- O proszę - zaczęła nerwowo szukać czegoś w gazecie - chwilka... - otworzyła spis treści, znalazła zapewne odpowiedni artykuł i kilka sekund potem ukazał się moim oczom Justin. Jaki on był słodki! - Tu są jego dane itd. Patrz na to! - wskazała mi odpowiednią linijkę. - Atlanta, St. Georgia!
Zrobiło mi się słabo. To była prawda, a jednak, moja siostra nie kłamała. :d
- Ale będzie bosko, jak go pewnego, pięknego, wakacyjnego ranka spotkam na ulicy! - krzyknęła.
- Nie byłabym tego taka pewna... W końcu to gwiazda, nie będzie wychodzić np. do warzywniaka, bo go fanki napadną i nie dadzą mu spokoju. Założę się, że chodzi z tuzinem ochroniarzy dookoła swojego tyłka! - krzyknęłam i przeszła mi ochota ciągłego patrzenia się na JB.
- Pff, to normalny chłopak. Będziesz mi zazdrościć, jak pewnego, pięknego, wakacyjnego wieczoru pójdę z nim na randkę! - uśmiechnęła się triumfalnie.
- Taak? Ja Ci nie będę zazdrościć, jeśli pewnej pięknej, wakacyjnej nocy będziesz wypłakiwać litry łez przez niego. Helloł, to gwiazda i nie możliwe, że się z nim kiedykolwiek spotkamy. Spójrz na to choć trochę realistycznie dzieciaku! - krzyknęłam, rzuciłam na talerz napoczętą grzankę, wzięłam torbę i wyszłam z domu. Trzasnęłam głośno drzwiami.
Głupia, młodsza siostra. I ja też jestem głupia! Idąci tłumiąc wszystko w sobie [żeby zaraz nie wybuchnąć] patrzyłam się groźnym wzrokiem wbitym w ziemię. Skręciłam do spożywczego , kupiłam 3 gałki lodów. Truskawkowe, czekoladowe i oczywiście ananasowe. Wychodząc wpadłam na kogoś.
- Cholera! Co robisz wariacie! - miałam upapraną całą bluzkę. Z lodów w upalny dzień - nici. Spojrzałam na nieznaną osobę.
- Justin Bieber?!
****
Taki średni ten rozdział, alezawsze coś - w końcu rozwinięcie akcji ;P.
Jutro zamieszczę notkę z bohaterami .
Dodawajcie się do obserwatorów. ;]
Kolejna notka być może w niedzielę jutro, ale nie obiecuję nic :d
Pozdrawiam, piszcie komentarze.
zapowiada sie świetnie;**
OdpowiedzUsuńFajne opowiadanko :)
OdpowiedzUsuńWpadnij na mojego bloga: http://historia-justin-bieber.blog.onet.pl/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńFajnie się zapowiada, będę czytać ^^ Odwiedzisz mojego bloga ?? : http://my-heart-beats-for-yoou.blogspot.com .. : **
OdpowiedzUsuń