W POPRZEDNIM ROZDZIALE:
'- Co konkretnie kryje się pod tym udawaniem?
- Mam się z nią publicznie pokazywać i będzie grała mini koncerty przede mną. No i niestety mam mówić, że z nią jestem...'
'Jeszcze to nie jest pewne, ale dom, który widzisz ze swojego okna po prawej stronie, ten w kolorze brzoskwiniowym, obsadzony dookoła palmami z brązowym dachem jest mój. Na 80% przeprowadzam się do Hollywood.'
''Za nic nie chciałabym teraz zamienić się życiem z Justinem.' - pomyślałam przytakując sobie. Tego byłam całkowicie pewna. Jednak nie byłam pewna co będzie dalej z Nami...'
***
1 Września, 7.50
Wkroczyłam przez duże, żelazne bramy na szkolne boisko i błądziłam wzrokiem za znajomymi mi osobami. Przed sobą widziałam wielką szkołę. Na pierwszy rzut oka wydawała się przytulna. Pod wysokim drzewem stała moja wychowawczyni i młodzież spod jej skrzydeł. 'To już dziewiąta klasa' - wprost nie mogłam w to uwierzyć. Poczułam, że ktoś trzyma mnie za ramię.
- To już dziewiąta klasa, nie mogę w to uwierzyć! - mówiła podekscytowana Mia, gdy ja jeszcze nie załapałam, że to ona. Po prostu czytała mi w myślach . ;d Przytaknęłam jej i popatrzyłyśmy się na naszą klasę.
- Fajna jest? - zapytałam.
- Nawet. Tam stoi Michael. Kocha naukę. - wskazała na jakiegoś kujonka w okularach. - A tam z kolei stoi London Tipton. Pamiętasz? Ta dziewczyna , co mówiła o Was do stars.com. Straszny plastik. - pokazała na pustą lalunię Barbie. - Tam z kolei stoją miłe dziewczyny: Caterine i Bella. Można z nimi pogadać. Jest tu jeszcze Jeydon, fajny chłopak, chodziłam z nim w siódmej klasie i oczywiście Danny. - pomachała do swojego chłopaka, który nagle pojawił się koło nas.
- Hej dziewczyny! - pocałował uszczęśliwioną Mię w policzek.
- Siema. - odpowiedziałyśmy jednocześnie i dołączyliśmy do reszty osób.
Po nudnym gadaniu dyra i innych 'ważnych osób' poszliśmy do odpowiednich klas. Szkoła w środku wyglądała bardzo fajnie. Kremowe płytki i białe szafki z czerwonymi ramówkami. Idąc szkolnym korytarzem czułam, że nauka będzie mi tu dobrze szła. Osoby też miłe. Tak naprawdę żadnej z reszty osób nie znałam, tylko London, Mię, Danny'ego i JB a było nas 20. Wychowawczyni zdawała się być super babką. Nazywała się Elena Johnson i miała około 32 lata, uczyła angielskiego. W końcu weszliśmy do klasy - tu także był ładny wystrój. Usiadłam z Mią w drugiej ławce. Popatrzyłam się dookoła i zawiesiłam na sekundę wzrok na Tipton. Ona także się na mnie patrzyła złym wzrokiem, postanowiłam nie zwracać na nią uwagi.
Po zapodaniu przez naszą nauczycielkę tygodniowego planu lekcji z ulgą opuściliśmy mury szkoły. Danny gadał w najlepsze z Mią. 'Więc zostałam sama.' - pomyślałam kopiąc usilnie kamyk.
- Siema, jestem Jeydon Wale. - zaczął iść koło nas jakiś chłopak.
- Hej. - powiedziałam na początku nie patrząc na nieznajomego. Gdy tylko looknęłam na niego, o mało co nie dostałam zawału serca.
- Boże... - powiedziałam cicho.
- Co? - rozłożył ręce uśmiechając się.
- Ty... Jeydon? - Powiedziałam cicho do Mii.
- No tak. - te słowa odczytałam z ruchu jej warg. Ponownie popatrzyłam się na Jeya. To niesamowite, wyglądał kropka w kropkę jak Justin! Jedyna rzecz, która go od niego trochę odróżniała to czarny kolczyk poniżej ust. No, i był trochę wyższy.
- Jestem Chelsea Lovato, miło mi. - posłałam mu zalotny uśmieszek krocząc dumnie przed siebie.
*
12 Września, godz. 14.00
Przez ostatnie dni naprawdę dużo się działo. Z Bieberem prawie w ogóle nie gadałam. Dzwonił tylko raz, dwa dni po rozpoczęciu roku szkolnego. Mówił bardzo ogólnikowo. Z resztą nie musiał się wywodzić, wszystko wiedziałam o nim z internetu i gazet, więc to mi wystarczało. A były tam bardzo ciekawe rzeczy. 'Justin przytula się z Jasmine.' 'Jasmine przytula się do Justina.' Najchętniej wyrzuciłabym daleko tą jego cholerną bransoletkę. Albo 'zgubiła' jak naszyjnik, i zapomniała o tej chorej znajomości. Za to coraz więcej czasu spędzałam z Jeydonem. Mimo, że znaliśmy się dopiero ponad tydzień, czuję, jakbyśmy znali się od piaskownicy.
Dziś po szkole udałam się sama w stronę domu. Jednak szłam żwawym krokiem, bo za godzinę powinnam być już na basenie, gdzie się umówiłam z Mią, Lily i Carmen.
- Chee..Chelsea. Poczekaj. - usłyszałam głos Jey'a. Zaczął za mną gonić. Zatrzymałam się i obróciłam. Gnał przed siebie wyprzedzając wszystkich po drodze. Gdy dobiegł, ledwo co łapał powietrze.
- Hej, spokojnie. - poklepałam go po plecach. - Chcesz wody?
- Ta.. - odpowiedział z wysiłkiem. Wyciągnęłam z torby butelkę i podałam mu ją. Teraz miałam czas na popatrzenie się na niego. Był owiany jakąś... tajemnicą. Może dlatego, że nigdy nie widziałam na żywo sobowtórów. XD Bo dziwne było widzieć na co dzień chłopaka, który przypominał mi tego, z którym jestem. Wydawał mi się oryginalny. Przy nim czułam się jak przy Bieberze, tylko tym lepszym - można rzec - bez wad, dlatego tak dużo spędzałam z nim czasu. Nagle otrząsnęłam się z tego wpatrywania w [także!] czekoladowe oczy Jey'a.
- Idziemy, helloł!? - krzyknął wymachując mi butelką przed nosem.
- Jasne. - powiedziałam ciągnąc go ze sobą.
Jeydon odprowadził mnie pod samą bramę i tam się ze mną pożegnał. Obiecałam mu, ze jutro pójdziemy na lody, na które tak nalegał. Przeszłam przez bramę i otworzyłam drzwi. Już na progu przywitał mnie mój York. W domu było dziwnie pusto. Rzuciłam torbę w kąt i skierowałam się w stronę kuchni. Na stole leżała karteczka.
'Jestem z Rose u dentysty. Bądź dziś o 18.00 w domu, bo mam do powiedzenia Wam ważną nowinę. Weź komórkę na basen. Miłej zabawy, Kocham cię - Mama.'
Rzuciłam kartkę z powrotem na stół. Upiłam łyk pepsi i pobiegłam na górę. W sportową torbę zapakowałam strój jednoczęściowy, wrzuciłam ręcznik, czepek, klapki i okulary, oraz drobne na wstęp. Złapałam za komórkę i byłam gotowa do wyjścia.
Dziewczyny już z dala machały mi i pokazywały różne gesty, które chyba miały znaczyć, żebym się pospieszyła. Zirytowana tym gonieniem mnie pobiegłam szybko w ich stronę. Przywitałam się z przyjaciółkami i weszłyśmy do środka. Dziesięć minut później relaksowałam się płynąc powoli żabką.
Czas zleciał tak szybko, że nawet nie zauważyłam , kiedy się zrobiło dziesięć przed 18. Przecież teraz powinnam być już w domu!
- O nie...! - krzyknęłam do siebie wychodząc szybko z wody.
- A ty gdzie? - zapytała Lilka.
- Muszę iść, sorry. - powiedziałam niechętnie.
Carmen i Mia jeszcze zostały, więc pożegnałyśmy się z nimi i poszłam z Lily się przebrać i wysuszyć włosy. Gdy skończyłyśmy te czynności, wyszłyśmy biegiem z pływalni. po drodze Lily zaczęła gadać o Justinie.
- Jak między wami, czytałam o Bieberze trochę w necie i... nie jest dobrze, prawda? - skrzywiła się patrząc, jak zareaguję.
- No wiesz, dobrze to nie jest. Justin mnie olewa. Jakbyśmy nie byli razem, to takie upokarzające.
- i co chcesz z tym zrobić? - po tym pytaniu nastała chwila ciszy.
- Chodziło mi po głowie zerwanie z nim... - powiedziałam cichym głosem.
- Co?! - krzyknęła. - Nie możesz, tyle was łączy..
- Tak, ale czuję, że już go nie kocham! - odparłam smutna. Lily przystanęła. Popatrzyła się na mnie dziwnym wzrokiem.
- Nie możesz... - wykrztusiła.
- Dlaczego?
- Do cholery, bo pasujecie do siebie! - wrzasnęła, a ludzie obok przechodzący odwracali za nami głowy. - Jeszcze tego nie rozumiesz!?
- Ale to jest moja sprawa i nie będziesz mi rozkazywać. I tak zrobię co chcę. - odwróciłam się i oddaliłam się. Usłyszałam za sobą klapki Lily.
- Poczekaj... - położyła mi rękę na ramieniu. - Rozumiem cię, ale przemyśl to.
- Jasne.. - przewróciłam oczami. Resztę drogi pokonałyśmy w milczeniu. Gdy doszłyśmy do mojego domu, panowała jakaś napięta atmosfera.
- No to idę...
- Cześć. - powiedziała cierpko.
- Cześć. - w tym czasie zaczęłam szukać kluczy do otworzenia ogrodzenia. Nawet nie zauważyłam, że Lily nadal przy mnie stoi. Myślałam, że już sobie poszła.
Lily popatrzyła na mnie uważnie.
- Ten chłopak za dużo razy cię już zawiódł, co..?
Nic jej nie odpowiedziałam. 'To prawda..' - pomyślałam otwierając bramę i nie ukazując na twarzy żadnych emocji.
*
10 września, godz. 18.15
- Strasznie cię przepraszam mamuś. - zaczęłam lamentować opierając się o ścianę i przyglądając poczynaniom mamy w sprawie uroczystej kolacji.
- Nic się nie stało. - powiedziała miłym głosem krojąc marchewkę. - Luisa jeszcze nie ma, więc idźcie się przebrać. Chelsea, pożycz Rose jakieś ciuchy, przecież nie pokaże się tak w ... tym. - wskazała na czarną, długą sukienkę z koronkowymi, długimi rękawkami.
- Ok.. - rzekłam pokazując Rose ręką, żeby szła ze mną. Ona, co jest dziwne, posłusznie zrobiła tak, jak kazała jej nasza rodzicielka. Gdy dotarłyśmy do pokoju, od razu rzuciłam się w stronę szafy w poszukiwaniu odpowiednich ubrań.
- No to mam niezły dylemat. - powiedziałam sama do siebie, bo Rose miała słuchawki w uszach i w dodatku wylegiwała się w najlepsze na moim tapczanie.
- Co?! - krzyknęła, aż zadzwoniło mi w uszach. Popatrzyłam się na nią z obrzydzeniem i rzuciłam jej czarną kieckę.
- Masz, powinna Ci się spodobać.
- Bez tandetnych cekinów? - popatrzyła uważnie na kawałek materiału.
- Tylko na ramiączkach.
- To idę się przebrać. - wstała z mojego łóżka i zostawiła mnie samą. Usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni. Zaczęłam kopać w torbie z basenu, bo jeszcze jej nie zdążyłam rozpakować.
- Halo? - przyłożyłam ją szybko do ucha w obawie, że włączy się komuś sekretarka.
- Cześć, to ja , Justin. Co tam u Ciebie? - No nie. Jeszcze jego mi brakuje.
- Hej. Dobrze. A u Ciebie? - po tym w komórce zapanowała cisza.
- Też Ok. - 'Ta rozmowa nie ma najmniejszego sensu' - pomyślałam.
- Jak tam koncerty? - zapytałam drwiąco.
- Nieźle. Chelsea, ty się nie gniewasz za to z Jasmine?
- Co ty. Pff, Nie. A właśnie, zapomniałam zapytać, jak tam Twoja dziewczyna.
- Nie żartuj sobie.
- Nie żartuję, przecież nią jest.
- Ty jesteś.
- Ja już nie. Nie wiesz o tym?
- Nie wiem, Ty... zrywasz ze mną?
- Może. - Cisza. I w tej chwili uświadomiłam sobie, jak głupio postąpiłam. Zerwałam z chłopakiem, którego chyba kocham. Chyba. Do cholery, muszę się na coś zdecydować. Albo Justin, albo Jey - o którym nawet nic nie wiem...
- To przez Jeydona?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Zatkało mnie na całej linii. Już miałam kończyć zbywaniem tą rozmowę bez celu, ale opanowałam się i udzieliłam mu długo wyczekiwanej odpowiedzi.
- Justin ja... Muszę to przemyśleć. Nie wiem, co dalej będzie z nami. Sorry.
- Jasne. - rozłączył się. Idiota...
Postanowiłam wybrać TAKĄ sukienkę. Wpięłam też sobie bardzo stylową spinkę we włosy i upięłam je w gustownego koka. Tak naprawdę to długo główkowałam, co to może być za okazja, jednak nic a nic nie przyszło mi do głowy. Może dlatego, że dla mnie najmniej możliwe scenariusze dla nich były oczywiste, bo ja nie chciałam w nie wierzyć...? Wyszłam z łazienki i zobaczyłam, że nasz gość już jest. Stał z bukietem czerwonych róż w ręku, i namiętnie całował mamę. Obrzydliwe.! Ludzie przed czterdziestką w takiej oburzającej sytuacji...
- Ekhem. - zakaszlałam, żeby w końcu skończyli okazywać sobie te czułości. Gdy się od siebie odkleili, przywitałam się z Luisem i usiedliśmy w salonie całą czwórką. Wszystko było świetnie przyszykowane. Matka zastawiła stół pachnącymi specjałami. Po tej uczcie zaczęliśmy trochę gadać. Nie obyło się pytań o szkole, ze strony wybranka mamy. Facet miał czelność zapytać się mnie nawet o chłopaka !.
- Masz kogoś, Chelsea? - rzekł z podejrzliwym uśmieszkiem.
- Jej chłopak to Justin Bieber. - wcięła się matka, jak zawsze. Na myśl o Justinie zrzedła mi mina i posmutniałam. Każdy mi musi o nim przypominać. Przyjaciółki, a nawet własna mama i jej kochaś.
- Słyszałem o nim, moja chrześnica wprost go uwielbia, to chyba aktor, co nie?
- Piosenkarz. - odparłam lodowato.
- No , to szczęścia życzę. - powiedział zbity z tropu. Po chwili zaczął czegoś nerwowo szukać w kieszeni. Gdy to coś znalazł, uniósł do góry, żebyśmy wszyscy zobaczyli na własne oczy. To było małe, czerwone pudełeczko...
***
NOWY BOHATER:
Jeydon Wale
Znany jako Jey, 'sobowtór' Justina, dzięki czemu zawraca Chelsea w głowie. Kolega Beebsa [Justina]. Lubi jeździć na desce i bardzo lubi Miśkę...
--------------------
Witajcie!
Dziś trochę mało o JB, w następnym już będzie więcej. :D Dzięki za komentarze ;* I w dodatku jest okrągłe 30 obserwatorów! ^^
Dziś nie będę się wywodzić. XD z resztą, kto to czyta.? Kolejny za 3-5 dni, może nawet szybciej, ale wątpię.
Uwaga: Z braku czasu nie mogę was informować o NN w komentarzach. Bardzo przepraszam.
Papa. <3
SUPER~!!!!!!
OdpowiedzUsuńJak zawsze zresztą... Pozdrawiam serdecznie :)
Fajne :))
OdpowiedzUsuńCzekam na następnego !
proszę . dodaj wcześniej .
OdpowiedzUsuńzloobisz to dla mnie ? o.o
no chce następny . : *
Supcio ^^
OdpowiedzUsuńKlauduŚ ;**
Fajowe
OdpowiedzUsuńZapraszam na blooga : www.only-you-are-my-life.blogspot.com
OdpowiedzUsuń27 years old Executive Secretary Cami Portch, hailing from Pine Falls enjoys watching movies like "Outlaw Josey Wales, The" and Video gaming. Took a trip to Historic Centre of Salvador de Bahia and drives a Jaguar C-Type. przegladaj strone
OdpowiedzUsuńkancelaria podatkowa rzeszow
OdpowiedzUsuń