wtorek, 31 sierpnia 2010

28 Rozdział 'Never ever let you go. / The end love story.'

W POPRZEDNIM ROZDZIALE:
'- Czyli mamy dla siebie tylko pół miesiąca... - przegryzłam wargę.
- Na to wygląda. - odparł patrząc się w nieokreślony punkt w dal.'
- Najchętniej bym nigdy nie przestawał, ale jeszcze musimy się tam pokazać... - wplótł swą dłoń w moją.
'Potem zwykły pocałunek przerodził się w bardzo namiętny.
- Chodźmy.. - powiedziałam cicho jeszcze go całując. - Słyszę wolną piosenkę. - rzekłam podsuwając mu pomysł.
- Zatańczysz.? - zapytał.
- Pewnie. - To był prawdopodobnie nasz ostatni taniec.'

***

30 grudnia
Tego dnia wybrałam się do JB baz wcześniejszej zapowiedzi. Stary, zły humor ponownie powrócił, nawrzeszczałam na Rose i matkę bez powodu. Już się boję pomyśleć, co będzie gdy Justin wyjedzie.
Widać było, że domownicy myślami są już w LA. Tyczy się to rodziców Justina. Wszystko poskładane do pudełek, przed domem wielka ciężarówka. Komody, obrazy, meble - tego już tu nie było w środku. Taki pusty i nieprzyjemny nastrój sprawił, że się popłakałam.
- ...i nie mogę w to uwierzyć, że wyjeżdżam. - tymi słowami zakończył Justin zwierzanie. - Chelsea, nie płacz. - delikatnie objął mnie.
- jak... jak.. - chlipałam. - mam nie płakać, jak to już... koniec? - zdołowałam się i mój płacz był jeszcze większy. Obok nas biegali wynajęci ludzie, którzy pakowali pozostałości i kursowali w tą i z powrotem. Wtuliłam się w bluzę Justina tak, że moje łzy się na niej znalazły.
- Sorry, masz mokrą bluzę przeze mnie. - wyciągnęłam z kieszeni chusteczkę i otarłam nią oczy. Zdawałam sobie sprawę z tego, że wyglądałam okropnie, bo przed wyjściem użyłam kredki i maskary w dojść dużych ilościach.
- Nie, trochę się rozmazałaś... - przejechał kciukami od jednego kącika mojego oka do drugiego.
- Justin, kończ pogawędkę i chodź na górę! - wydarła się jego stara.
- Tsa, zaraz! - krzyknął. - Poczekasz...
- Nie, nie, nie. - pociągnęłam głośno nosem. - Idę.
- To spotykamy się jutro o 19.30 uczcić Nowy Rok?
- Tak. Podejdę pod Twój dom.
- Dobrze, do zobaczenia. - pocałował mnie czule w usta i pobiegł, bo ta głupia kobieta, jego matka znów zaczęła go poganiać.

*

31 grudnia, 19.00
Byłam gotowa do wyjścia. Niecierpliwie czekałam w domu z Mią, Lily i Carmen na wyjście z domu. Ubrałam TEN zestaw. Oraz skórzaną kurteczkę. Włączyłam MTV , gdzie leciały największe hity 2010 roku.
- O, patrzcie! - krzyknęła entuzjastycznie Lily. - Justin Bieber...
- Ta... - odparłam.
- Chciałyśmy Ci powiedzieć... - zaczęła Mia. - Że jest nam z tego powodu bardzo przykro.
- Z jakiego powodu?
- Że Twój chłopak wyjeżdża. - zatrzymała wzrok na świetnie tańczącym 'moim chłopakiem'. Pożerała go wzrokiem.
- A tam. Nie zatrzymam go siłą. Jego wybór. Widać, to nie była prawdziwa miłość.
- Że co!? - krzyknęły wszystkie na raz wbijając wzrok we mnie.
- Co mam sądzić o chłopaku, który przyjął już do wiadomości to, że nasz związek rozpadł się?
- Nie rozpadł się. - zaprotestowała Carmen. - Będziecie go utrzymywać na odległość, jest skype, telefony, to prawie to samo.
- To samo!? - krzyknęła Mia. - Przecież to coś najgorszego. Jej chłopak będzie na drugim końcu Ameryki. - mocno zaakcentowała ostatnie słowo. - Nie przytuli jej, nie pocałuje jej! - wytrzeszczyła oczy na Carm.
- Wiesz co, dzięki. - skierowałam twarz w stronę Mii, która siedziała obok mnie i pobiegłam do łazienki, bo dłużej bym tego nie zniosła.' Nie przytuli jej, nie pocałuje jej'. Te słowa obijały mi się o uszy, mózg co chwilę. Ale co tu się oszukiwać. Taka jest prawda. Prawdopodobnie będziemy spotykać się tylko w wakacje. Usłyszałam pukanie.
- To Ja. - Ta.. Mia. Po co tu przyszła.?
- Nie chcę z nikim gadać. Chcę zostać sama!
- Przepraszam, Miśka. Bardzo. Nie chciałam tego powiedzieć.
Wierzyłam jej. W końcu najlepsza przyjaciółka nigdy nie zraniłaby mnie specjalnie. Otworzyłam drzwi.
- Nie masz za co przepraszać. To prawda. - posłałam jej 'uśmiech' o ile tak to można nazwać i skierowałam się do drzwi.
- Chodźmy. - rzekłam. Lilka wyłączyła mój telewizor do ostatniej chwili spoglądając w oczy JB, które zakańczały kolejny teledysk. Wszystkie 4 poszłyśmy pod dom Biebera.
Było strasznie zimno. Temperatura spadła może do 3 stopni , a Justin się spóźniał.
- Do cholery, dzwoń do tego dupka. - wkurzyła się Carmen. - Wszystkie tu skostniejemy.
- Okej, dzwonię.. - burknęłam. Wyciągnęłam z kopertówki telefon, już miałam wybierać do niego numer, ale to było niepotrzebne.
- Sorry, jestem! - krzyknął w biegu do bramy.
- Na szczęście! - odparła Carm. Popatrzyłam się na Mię, była czymś jakby przygnębiona.
- A ty co? - zagadałam do niej, gdy byłyśmy już w limuzynie Bieberka, który trzymał dłoń na moim udzie.
- Nic... - obróciła głowę do szyby.
- Tak w ogóle to gdzie zgubiłaś Dannyego!? - zaśmiała się Lily z końca limuzyny, przeglądając zapewne plotki w swoim palmtopie (klik). Mia popatrzyła się na nią załzawionymi oczami.
- Danny'ego już nie ma.
- Jak to!? - krzyknęliśmy wszyscy na raz.
- Normalnie. Zerwał ze mną. Ma inną. - widać było, że próbuje wytrzymać, nie płacząc. Zaciskała zębami dolną wargę.
- Inną? - zapytała Carmen przesiadając się w naszą stronę i pozostawiając Lily na końcu.
- No.. - Mia skierowała wzrok na mnie i Justina.
- Tak w ogóle dlaczego nam wcześniej nie powiedziałaś? - zapytałam ją groźnym tonem.
- Nie ma o czym gadać.
- To powiedz chociaż, która to? - rzekł JB.
- Pamiętacie Jasmine? - ciągnęła ze stoickim spokojem.
No jasne! Jasmine, która znów pokiereszowała komuś życie. Gdybym ją teraz zobaczyła, wyrwałabym jej wszystkie włosy z jej pustej, dennej głowy i rzuciła w nią kamieniami, wyśmiała, wytargała za bazarowe ciuchy i ... pobiła. Ta dziewczyna to samo zło.
Widziałam reakcję Justina, który popatrzył się na mnie okrągłymi oczyma.
- Ta dz*wka nigdy nie da nikomu spokoju... - powiedział zły. - Mia, nie przejmuj się. Zobaczysz, że oboje tego pożałują. Szmaciara.... - wyszeptał przez zaciśnięte zęby.
20.00
Dojechaliśmy na miejsce. Był to duży pałac, do którego przybywało coraz więcej młodzieży.
- Mam nadzieję, że podoba Ci się miejsce. - nieśmiało uchwycił moją dłoń.
- Tak... tu jest cudnie. - przyznałam podziwiając budynek.
Lily, Mia i Carmen rozpuściły się w powietrzu. Chciało mi się z nich śmiać, bo już wcześniej zapowiedziały taką akcję. Chcą nam dać 'nacieszyć się sobą'.
23.50
Przez cały wieczór była fajna atmosfera. Potańczyliśmy, wzięliśmy udział w konkursach, wygłupialiśmy się co chwilę. Nie przeżyję jego nieobecności.
Po pewnym czasie wyciągnęłam Justina na dwór, żeby przejść się w pobliskim skwerku.
- Cholera, nie mogę uwierzyć, że w końcu się od nich oderwę. - zaśmiał się gorzko pod nosem.
- Od kogo? - zdziwiłam się.
- Od rodziców.
- Nie oderwiesz się, jedziesz z nimi. - uniosłam rękę.
Justin posłał mi tajemniczy uśmieszek.
- Justin...
- Tak? - zapytał szybko.
- Bo czegoś tu nie rozumiem...
- Czego? Że zostaję z Tobą?
- Nie, nie rozumiem... że co!? - przystanęłam. Czy ja się przesłyszałam?
- To, że tu zostaję. Przeprowadzam się do Ushera.
- Nie...
- Tak.
- Robisz sobie żarty.
- Nie.
- Tak.
- Nie. - Już miałam powiedzieć kolejne tak, lecz nagle i nieoczekiwanie pocałował mnie w usta.
- Tak , Chelsea, Tak. Zostaję z Tobą. - Uśmiechnął się. I w tym momencie rzuciłam się mu na szyję. Piszczałam jak wariatka, która opuściła 30 wizyt u psychologa.
- omg! Tak się cieszę! - wskoczyłam mu 'na barana' z tej nieopisanej radości. XD Justin wiernie wytrzymał moje kilogramy i obkręcił mnie o 360 stopni. Postanowiłam zejść , żeby go nie przeciążyć. ;P
- Tak cię kocham.... - pocałował mnie po raz kolejny. - Nie wytrzymałbym przez Ciebie . - mówił w międzyczasie, gdy przerywał pocałunki. - Chelsea, jesteś... jesteś dla mnie najważniejsza.
- Nigdy. Przenigdy nie pozwolę Ci odejść. - wtuliłam się w jego tors.
Przed nami był TAKI widok. W tle, na sali leciała piosenka ' That should be me.'

*

4 stycznia 2011, na ulicy przy domu JB
Dzień domniemanego wyjazdu Biebera. Już płakałabym w poduszkę, lecz... nie robię tego. Znacznie milsze i zabawniejsze zajęcie jest żegnać państwa Bieberów, czyli Rebekkę i Josha Bieber. Dwa materialne postrachy na wróble. Swoją drogą, matka mojego ukochanego powinna zainwestować w kremy na zmarszczki, bo przez stresy, że ma za mało kasy na nowe perfumy i apaszki - jakoś postarzała się.
- Josh! - krzyknęła zachrypniętym głosem. - Jooooosh! Wsiadaj, wyjeżdżamy. - Popatrzyła się jeszcze raz na Justina , który nie wykazywał żadnych uczuć.
- Nie pożegnasz się? - zapytałam zniesmaczona zachowaniem tej rodziny.
- Wisi mi to. Dla mnie liczy się to, że zostaję tutaj, blisko Ciebie. Oni niech sobie jadą. Tak szczerze, to nie są dla mnie ważni.
Nic nie powiedziałam. Tylko pocałowałam go w policzek.
- Eeeeej, to ja tu Tobie z takimi wyznaniami, a ty co? - popatrzył się na mnie smutno.
- Wariat. - uderzyłam go lekko za tą uwagę. Jednak on nic sobie z tego nie zrobił, tylko zaczął przybliżać się do mnie, więc zburzyłam mu fryzurę wymykając się dołem na bok.
- Osz ty.! - krzyknął ze śmiechem a ja zaczęłam uciekać za najbliższe drzewo.
- Nie dogonisz mnie. - przedrzeźniałam się z nim.
- Założysz się? - przyspieszył i już po chwili poczułam jego dłoń na moim ramieniu.
Obróciłam się i se śmiechem robiłam małe kroki do tyłu. Justin szybko złapał mnie w talii i zgięłam się w pół śmiejąc się.
- Idziemy na lody? - Zapytał. popatrzyłam się na jego słodkie iskierki w oczach.
- W takie zimno? - zdziwiłam się.
- Ty mnie rozpalasz. - tym razem sam zburzył sobie fryzurę i zaczął udawać lwa.
- Justin, co ty robisz człowieku!? - podszedł do niego Usher. Znów zaczęłam się śmiać, bo ten lew był nieudolnie wykonywany.
- Usher, yoł. - przywitał się z nim w jakiś dziwny sposób, robiąc dziwne rzeczy z rękami i... rapując.
- Yoł stary. - odparł uśmiechając się do mnie szeroko. - Witaj, Chelsea. - podał mi rękę. - To co, może zaprosisz laskę do studia nagraniowego? Wszystko przyszykowane. Nauczyła się pewnie tekstu na pamięć? - zerknął w moją stronę.
- Piosenka? Jaka? - kolejne zdziwienie.
- Ush!!! - krzyknął w stronę Ushera. - To miała być NIESPODZIANKA. - powiedział zażenowany i złapał się za głowę.
- Ale o co chodzi? - zapytałam. Facet popatrzył się na mnie i JB.
- No... - zaśmiał się. - To ja idę do studia. - Czekam.
Nachylił się nad Bieberem.
- A ty jej powiedz o co kaman. - powiedział tak głośno, że wszystko usłyszałam.
- No, gadaj. - zaśmiałam się do Bieberka.
- Zaśpiewasz ze mną piosenkę? - no tego się nie spodziewałam...
- Och... Serio? - zapytałam dla pewności.
- Tak... Tytuł to Overboard. Będzie na mojej płycie, debiutanckiej. - położył mi z powrotem dłonie na talii. - Bardzo mi na tym zależy. I mam też nadzieję, że... wyjedziesz ze mną w trasę. Bo ta niespodzianka nie polega tylko na nagraniu jednej piosenki ze mną. Załatwiłem Ci możliwość kontraktu z moją wytwórnią.
- Nie, żartujesz... - moja szczęka opadła. - OMG, Justin... nie wiem co powiedzieć.
- Możesz podziękować i przyjąć te 3 oferty. - na jego twarzyzagościł wielki i promienny uśmiech.
Dałam mu całusa i wybrałam się z nim w stronę studia nagraniowego. Najpierw zaszliśmy do budki z lodami. Oczywiście, zamówiłam ananasowe. Jak przy naszym pierwszym spotkaniu, ah..
W drodze towarzyszyli nam paparazzi. I wtedy coś sobie uświadomiłam. Jak potoczy się moje życie, gdy przy jego boku zostanę sławna?
Odpowiedź przeczytacie w finałowym rozdziale, gdzie wyjaśnią się wszystkie sprawy.

-------------------

Ha, ha! mam już pomysły na nowe opowiadanie. :) Te komentarze wszystkie skłoniły mnie do zastanowienia się, czy kończyć, czy nie. Chciałabym pisać dalej, ale nie mam pomysłów, więc musicie mi wybaczyć...
Spieprzyłam końcówkę opowiadania. x[
Mam nadzieję, ze miło wam się czytało to całe opowiadanie. Dziękuję za wszystkie komentarze (ogółem 136) za dodawanie się do obserwatorów (32 osoby). A najbardziej za motywację do dalszego pisania. Za kilka dni nowa notka która ukaże losy bohaterów, jakie ich czekają w przyszłości.
Obiecuję, że kolejne opowiadanie będzie bardziej dopracowane. : D
A ten tytuł to przez przecudowną, romantyczną piosenkę 'Kesey' którą odkryła moja przyjaciółka Wanessa. :D Pozdro dla Ciebie. [And you neever eever let me in... . Och, kocham tą piosenkę < 3]
Rozdział dedykuję wszystkim nieszczęśliwie zakochanym.
<333
Kocham Was.
Love, Peace.
Truskawkowa.

5 komentarzy:

  1. czemu nieszczęśliwie zakochanym?! ja się obrażam xD nie no, żartuję tylko ;) ale chciałabym się kiedyś w przyszłości na jakąś dedykację od Ciebie załapać- w końcu jestem wierną fanką Twojej twórczości ;)
    ufffffffffff... odetchnęłam z ulgą... bałam się, że on naprawdę wyjedzie... super to rozwiązałaś :* i w ogóle to takie wzruszające ;) najs! jednym słowem :)

    pozdrawiam i życzę dużo weny w pisaniu nowego opowiadania :)

    xkeylimex

    OdpowiedzUsuń
  2. Spaniały,genialny,fantastyczny,boski

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarza ;* Pamiętaj, żeby dodać się do obserwatorów! ;]