środa, 25 sierpnia 2010

27 Rozdział 'Para młoda i ostatni taniec.'

W POPRZEDNIM ROZDZIALE:
'- Już wiemy, kiedy się odbędzie nasz ślub. - Matka przy ostatnim słowie popatrzyła się zalotnie na Luisa. - 23 grudnia. '
'- Bo jesteś najlepszą dziewczyną na świecie i w dodatku cała moja.Chcę cię w końcu gdzieś zabrać, bo głupio mi, że od jakiegoś czasu nie możemy nigdzie wyjść. - wtedy Bieber podniósł całe jego 53 kg , czyli mnie i tak zaczął schodzić po schodach.'
'- Justin... - chwyciłam jego dłoń. - Ja.. nie wyjadę z Tobą. - spłynęła mi samotna łza po policzku. - Przepraszam. - w moim gardle powstała znajoma gula, która uniemożliwiła mi mówienie. Poruszałam tylko ustami,które układały się wyraz: 'Przepraszam.'

***

15 grudnia, 12.00
Siedzieliśmy na zimnej ławce w parku. Chude, przemarznięte gałęzie drzew lekko uginały się pod śnieżnobiałym puchem. Zza szarych chmur przebijało się niewyraźnie słońce.
- Więc kiedy wyjeżdżasz? - zapytałam po meczącej ciszy.
- Od razu po nowym roku. - Justin momentalnie posmutniał.
- A... co będzie z nami? - w tym momencie wtuliłam swoją głowę w jego ramię.
Justin zaczął kopać nogą śnieg.
- Chelsea, nie mam pojęcia. Kocham cię, chcę z Tobą być, ale nic na to nie poradzę.
- Jasne... Tylko nie wyobrażam sobie związku na odległość. - powiedziałam lekko piskliwym głosem gładząc jego rękę.
- Cholernie będę za Tobą tęsknił. - jego głos niebezpiecznie zadrżał. - Tak szczerze to... jesteś dla mnie wszystkim.
- Och... - przeczesałam palami jego włosy i pocałowałam w kącik ust.
- Jesteś moją pierwszą miłością. Szaleję na Twoim punkcie i nie wiem, czy wytrzymam tam chociaż tydzień bez Ciebie. Wiesz jak trudno mi było w tych wszystkich trasach wytrzymać.? W moich pokojach hotelowych zawsze rozstawiałem sobie zdjęcia na szafkach, żebyś chociaż tak była ze mną obecna. Nie mogłem przestać myśleć o Tobie. - objął mnie mocniej ramieniem i ciągle patrzył mi się prosto w oczy.
- Dlaczego wyjeżdżasz, Justin? Nie możesz zostać tutaj?
- Myślisz że ja wiem? Moi starzy o tym decydują. To jest ich kolejny kaprys. 'Wszystkie gwiazdy tam mieszkają i my też musimy.' - zaczął naśladować swoją matkę damskim głosem. - Już nawet kupili ten dom w Hollywood, bez wahania. Dla nich moje zdanie się nie liczy. To są materialiści.
- Czyli mamy dla siebie tylko pół miesiąca... - przegryzłam wargę.
- Na to wygląda. - odparł patrząc się w nieokreślony punkt w dal.

*

21 grudnia
Cały dzień chodziłam z Lily po sklepach w poszukiwaniu odpowiedniej kiecki na wesele. Mierzyłam naprawdę dużo, dużo sukienek. Były strasznie drogie, lub nie odpowiednie do okazji, za małe lub za duże. Przy ostatnim sklepie zatrzymałam się w wejściu.
- To ostatni sklep. Muszę coś tu znaleźć. Chodźmy. - machnęłam ręką w powietrzu i podeszłam do wieszaków z sukienkami. Wyciągałam po kolei i poddawałam je ekspertyzie Lilce.
- Nie. Nie. Ta też nie. no co ty! - krzyczała co chwilę.
- A ta? - wyciągnęłam ładną, jasnobeżową sukienkę. (klik)
- Jest... przepiękna! - krzyknęłam.
- Taa. Idź ja przymierz, bo innej, ładniejszej nie znajdziesz. - Popchnęła mnie do przymierzalni. Gdy ją ubrałam, popatrzyłam w lustro.
- Śliczna... - Yhh, zaczynam gadać do siebie. Odgarnęłam zasłonkę i pokazałam się przyjaciółce.
- Bierz ją! - wygłosiła z uśmiechem na twarzy.
- Okej, ale ile kosztuje? - zaczęłam szukać metki. - 100 dolców! No, nawet tanio, kupuję. - podskoczyłam ucieszona.

*

23 grudnia, dzień ślubu, 8.00
Budzik Rose dzwonił na cały dom. Wyskoczyłam z łóżka, bo dziś czekało na mnie dużo obowiązków. Wzięłam prysznic, wskoczyłam w wygodne ubrania i równo o 08.20 byłam w kuchni i siedziałam przy stole ze starszymi.
- Będziesz musiała nam pomóc, Chelsea. Sami się nie wyrobimy. Musisz: zadzwonić do sali i zapytać, czy wszystko gotowe, podejść do kateringu, potem ze mną do krawcowej, wykombinować mi coś starego, nowego , pożyczonego , niebieskiego, podskoczyć do kwiaciarni po wiązankę o 13.00...
- I co jeszcze, ukraść gwiazdkę z nieba? - przerwałam jej monolog. Matka popatrzyła się niemiłym wzrokiem w moją stronę.
- To wszystko. - zdziwił się Luis.
- Uff... - odetchnęłam. - Jak miło.
- Tu masz kartkę, żebyś nie zapomniała... - podała mi biały skrawek papieru. - Weź koleżankę do pomocy. - zaproponowała.
- Okej... - powiedziałam drwiąco. - Idę, bo się nie wyrobię. Pa. - wstałam od stołu, zwinęłam torbę i sweter, który wisiał na przedpokoju.
Czasami już mam tego dosyć. Rose - nic nie robi. Bo 'jest młodsza'. O rok. Zamachnęłam drzwi z całej siły. Śnieg, który był na dachu spadł na mnie.
- Super... - warknęłam i strzepałam z głowy biały puch. Jak na złość, schodząc szybko po schodach , upadłam.
- Cholera!!! - krzyknęłam głośno.
- Co jest!? Coś ci się stało!? - krzyknął ktoś.
Moja twarz była wbita w ziemię. Podniosłam się na rękach. Justin patrzył się na mnie z przekrzywioną głową przestraszony.
- Nic. - warknęłam cicho podnosząc się.
- Pomóc Ci?
- Poradzę sobie! - odparłam.
Po raz kolejny strzepałam z siebie śnieg i tym razem uważnie poszłam do końca. Otworzyłam bramę i przeszłam przez nią omijając Biebera jak powietrze.
- O co ci znowu chodzi? - te słowa mnie zatrzymały. Odwróciłam się ze skwaszona miną. - Co znów zrobiłem źle?
- Nic... Sorry ,mam zły dzień. Do zobaczenia na weselu, o 14. - pomachałam mu z uśmiechem i odwróciłam się. Plecami do niego moja mina była inna. Oczy miałam całe zaszklone. Działo się ze mną coś złego.
Popatrzyłam się w lewo, potem w prawo. Miałam w sobie jakąś pustkę. Okej. Czas się pozbierać, teraz muszę znaleźć te stare i nowe rzeczy itp. Poszłam w stronę domu Lily. Może razem coś wykombinujemy, jest taka zaradna.
- Podwieźć gdzieś? - to znów Justin. Prawdopodobnie szedł za mną całą drogę.
- Nie, dzięki. - na moich plecach poczułam jego ciepłą dłoń. Zatrzymał mnie.
- Czy nie możemy spędzić tych ostatnich dni nie kłócąc się? Bardzo mi na tym zależy.
- A kto się kłóci? - uniosłam brwi.
- Nie udawaj. - powiedział cierpko. - Pogadajmy szczerze.
- Teraz nie mogę... Daj mi trochę czasu. Pogadamy na weselu, dziś mam dużo obowiązków. - spojrzałam mu w oczy i wyczekiwałam na jego reakcje. Patrzył się na mnie kręcąc z niedowierzaniem głową. Smutnym krokiem poszłam dalej.

*

23 grudnia, u Lily, 9.00
- Więc tak . Twoja mama ma mową sukienkę. Tu masz niebieską spinkę-różę. Moja mama pożycza Twojej mamie... - podeszła do parapetu i zaczęła grzebać w kosmetyczce. - perfumy francuskie, które chciała. Jeszcze coś starego. Najlepiej rodzinny pierścionek. - Prawą rękę założyła na biodro.
- Tak! - krzyknęłam. - Nawet wiem jaki pierścionek. Okej, to chyba tyle. Podjedziesz ze mną do kateringu?
- Dobrze. - przytaknęła.
- A teraz zadzwonię do właścicieli sali weselnej. - wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon i wystukałam odpowiedni numer. Dowiedziałam się, że wszystko jest gotowe. Weszłyśmy z domu do Luisa, żebyśmy pojechały sprawdzić żarcie i dopilnować menu. Na szczęście był tak miły, że bez zastanowienia wsiadł w samochód i zrobił to, o co go prosiłyśmy. Tam też się wszystko zgadzało. Dania były gotowe. Butelki picia i alkoholu także były w odpowiednich ilościach.Ustaliłam jeszcze złożenie serwetek i bukiety, jakie mają znaleźć się na stołach oraz komplet sztućców. Gdy wszystko było dopięte tam na ostatni guzik, pojechałyśmy samochodem z powrotem do domu. Tam czekała już krawcowa. Zobaczyłam na stołku matkę. Wyglądała prześlicznie. Krawcowa robiła ostatnie poprawki, wszywała cekiny i róże. Doradzałam, co się jeszcze może na niej znaleźć, gdzie podszyć i co poprawić. To świetna zabawa, od razu poprawił mi się humor.
Czas zleciał naprawdę szybko. Nim się obejrzałyśmy wszystkie trzy, była już...
13.30
Samochód był zarąbisty. Śliczne, różowe róże na masce, z tyłu kokardki i bukiecik, po bokach też były ozdoby. BMW. Ktoś na rejestracje samochodu przymocował inną, z napisem 'Para młoda'. Byliśmy gotowi. Lily poszła pod dom i stamtąd wyjechała z rodziną pod kościół. W samochodzie siedział kierowca Harry, młodszy brat Luisa, na oko 25 lat, para młoda i ja. Rose nie zaznała tego zaszczytu i pojechała z innymi.
Przed kościołem było dużo ludzi. Zza rogu nagle wyskoczył kościelny w czerwonym garniturze. ;D
- Ślub się zaczyna, można już wchodzić do kościoła.
Matka zaczęła z nim dyskutować, a ja w tym czasie pobiegłam do pierwszej ławki. po chwili rozległy się pierwsze nuty melodii ślubnej [wiecie, o co mi chodzi. XD]. Oglądnęłam się do tyłu, żeby wyśledzić mamę, która podchodziła do ołtarza z Luisem. I nagle zobaczyłam jego. Justin. Siedział 3 rzędy za mną. Wyglądał niesamowicie przystojnie w tym garniturze... Czasem mam wrażenie, że zamienię się w szaloną fankę i zacznę piszczeć na jego widok, bo jest tak niesamowicie ładny. ;)
Po złożonej przysiędze założyli sobie na ręce obrączki i pocałowali się. Bardzo się wzruszyłam , bo przypomniałam sobie zmarłego ojca. Mama mówiła mi, że wzięli ślub po kryjomu, szybko, bez gości i rozmachu, w urzędzie stanu cywilnego, ponieważ bardzo się kochali (jakie to romantyczne, ah...). Marzyli o kościelnym, ale zabrakło czasu... Wszystko zniszczył wypadek, który odebrał mu życie. Zamyśliłam się , ale ktoś wyrwał mnie z tego. Harry, kierowca samochodu.
- Pomóż mi z tym ryżem. - uśmiechnął się zakłopotany. - Rozdaj gościom te paczuszki i poproś, żeby go wysypali na parę przy wejściu. Ja nie dam rady. Muszę iść do samochodu i wcześniej kręcić film. - dopiero teraz się kapnęłam, że ma w ręce małą kamerę.
- Jasne. - uśmiechnęłam się i odebrałam paczuszki ryżu. W drodze do wyjścia porozdawałam je, a sama zostawiłam sobie dwie. Swoją drogą to głupi pomysł, żeby szykować takie paczki i wprowadzać zamęt.
I tak też było, jak mówił Harry. Goście sypali ryżem. Mama wprost promieniowała radością łapiąc go w dłonie.
20.00
Byłam na spacerze, ponieważ w sali panował zaduch i goście tańczyli idiotyczną piosenkę typu kaczuchy. Usłyszałam, że teraz grają inną, przyzwoitą piosenkę, więc skierowałam się do sali. Przy wejściu ktoś mnie złapał za rękę. Przestraszyłam się. Uścisk był mocny i stanowczy, pociągnął mnie do tyłu.
- Justin, co ty robisz.? - wolną ręką próbowałam się uwolnić.
- Pogadajmy teraz. - odparł. Przystałam na tą propozycję i poszłam z nim na tyły Hotelu "Pałacyk Atlanta", gdzie świętowaliśmy. Kilka metrów przed nami stała brama, za którą był 'spad' na dół i rozlegał się prześliczny widok na wioski za Atlantą i rzekę przy malowniczym kościele. Wszystko było w tak jakby dolinie. W blasku księżyca pejzaż prezentował się romantycznie i wprost nieziemsko... Przysiedliśmy sobie na drewnianej ławce.
- Możesz mi powiedzieć w końcu, dlaczego jesteś taka oschła? - zaczął.
- Justin... - chciałam mu przypiec, jakim jest draniem i typem faceta, ale sobie oszczędziłam. Odetchnęłam głęboko. - Nie wiem, co się ze mną dzieje. Na wszystkich warczę. Jestem jak cykająca bomba. - zaśmiałam się, ale Justin tego nie podłapał, tylko popatrzył się na mnie pytająco.
- To nie jest śmieszne. Omijasz mnie szerokim łukiem od kilku dni.
- Wiem i przepraszam. Jestem idiotką, powinnam iść do zakładu psychiatrycznego, bo już z tym nie wytrzymuję. Tak cię kocham, że nie chcę patrząc na Ciebie jeszcze bardziej cię pokochać. Tak, to poplątane... - zauważyłam otwarte usta Biebera z wrażenia. - ...ale jestem pełna takich...
- ...słodkich sprzeczności? - podsunął.
- No tak. Może nie słodkich, ale dziwnych. - uśmiechnęłam się na widok jego lśniących oczu, które tak namiętnie wpatrywały się w moje usta. Wiedziałam, że gdyby nie bylibyśmy w tym miejscu, tylko na przykład u mnie, Justin wykorzystałby okazję bliskości swej dziewczyny, którą na każdym kroku pożera wzrokiem. I wiedziałam, że mnie zaraz pocałuje. Ta jego mina skupiająca się na moich wargach jest mi doskonale znana. Najpierw zaczął niewinnie. Nie miałam zamiaru odrywać się od niego, bo powiedzmy, ze to był prezent za te wszystkie 'ciche dni', że tak to nazwę. Potem zwykły pocałunek przerodził się w bardzo namiętny.
- Najchętniej bym nigdy nie przestawał, ale jeszcze musimy się tam pokazać... - wplótł swą dłoń w moją.
- Chodźmy.. - powiedziałam cicho jeszcze go całując. - Słyszę wolną piosenkę. - rzekłam podsuwając mu pomysł.
- Zatańczysz.? - zapytał.
- Pewnie.
To był prawdopodobnie nasz ostatni taniec.

-------------------------

Och, aż szkoda to kończyć. XD Ale na serio nie mam już żadnych pomysłów na 2 część. Na 85,5 % zdecyduję się na nowe opowiadanie na tym blogu. :)
Kolejny rozdział będzie ostatnim lub przedostatnim. Mam pomysł w głowie, ale jeszcze nie przelany na worda. ;D Dlatego nie wiem, ile ich wyjdzie. Ale to nie ważne. Dzięki za wszystkie komentarze. Bardzo jestem szczęśliwa z tego, że podoba Wam się to, co tworzę. <3
Kolejny jak będzie 7 komentarzy, standardowo. :D
Pa.; **

13 komentarzy:

  1. Boooże ! Ja becze, nie wiem jak możesz to skończyć. Pamiętam każdy moment tego, opowiadanie, każdy szczegół. Pożar, jak się poznali, jak śpiewał U smile, konkurs itd. ; <
    Nie mam pomysłu jak skończysz tego bloga, nic mi nie przychodzi do głowy !
    Czekam na nn . ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeeee kończ tego opowiadania ono jest za świetne żeby go skączyć.
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. wszytko co dobre kiedyś sie kończy no cóz taka już jest tak durna klejnośc w tym dziwnym życiu

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam to opowiadanie , nie przestawaj pisąć .
    ;love:

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham, kocham, kocham, kocham Justina, :)
    Nie wiem dlaczego nie mogę się zalogować...
    Przykro mi, że kończysz pisanie tego opowiadania.
    Lubie je :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Najpiękniejszy rozdział :) Mam szklanki w oczach ;p Ślicznie to opisałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak właśnie najpiękniejszy ale i też najsmutniejszy zarazem

    Aż się poryczałam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pisz Dalej to Samo . To jest PIĘKNE... :)...i ROMANTYCZNE :)

    OdpowiedzUsuń
  9. nie! nie! nie! :( oni nie mogą się rozstać :(
    o! albo mogą, tylko pod warunkiem, że ona potem będzie z bratem Luisa xD chociaż nie, za stary dla niej :/ (omyłkowo napisałam "za stary dla mnie" xDDDD ech, co też mi chodzi po głowie :P ale nie, dla mnie nie za stary :P)
    pozdrawiam i mam nadzieję, że uda Ci się tak zakończyć opowiadanie, żeby jednak Justin i Chelsea zostali razem *.*

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie kończ jeszcze tego bloga przecież to jest takie piękne ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. kocham cie tak jak truskaffki ! a truskawki kocham bardzo ! . i kocham jak piszesz . ma być bez endu xD
    Tee Amo x 33


    Claudiax33

    OdpowiedzUsuń
  12. świetny najlepszy z wszystkich 27 rozdziałów , czekam na następny ,nie chciało mi się logować
    Kaśś

    OdpowiedzUsuń
  13. Super! Nie kończ tego opowiadania, proszę :*!

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarza ;* Pamiętaj, żeby dodać się do obserwatorów! ;]