W POPRZEDNIM ROZDZIALE:
- Miśka, ja dzwoniłem i skróciłem mój pobyt do dwóch tygodni. - rzekł niepewny mojej reakcji.
- Naprawdę? - powiedziałam słodkim głosem.
- Dla Ciebie. - uśmiechnął się.
*
4 sierpnia - dzień wyjazdu, godzina 7.00
- Wstawaj! - poduszka spod mojej głowy została wyrwana przez Mię.
- Tak, tak.. - pomachałam w górze ręką i sturlałam się z łóżka na podłogę.
- Nie wygłupiaj się, za 10 minut musimy być spakowane i wyszykowane, a ty jeszcze śpisz. Ja jestem gotowa, no dalej, dalej!
- 10 minut! - krzyknęłam i zerwałam się z dywanu do szafy po ciuchy i bieliznę, a potem pobiegłam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam do zęby, zaliczyłam toaletę, pomalowałam się i ubrałam TO.
Zajęło mi to pół godziny. Nie było szans, żebym zdążyła, wszyscy będą na mnie wściekli. Wyszłam z hukiem z łazienki i zajęłam się za pakowanie wszystkich rzeczy i ścielenie łóżka, co mi zajęło około 20 minut.
- Co tak siedzisz, może byś mi pomogła? - zapytałam się Mii, która spokojnie przyglądała się moim poczynaniom. - Te.. walizki.. nie chcą się dopiąć! - krzyczałam upychając wszystkie ciuchy w 2 walizkach [jedna duża, druga mniejsza].
- Daj, pomogę Ci. - Mia przejęła ode mnie uchwyt od zamka i bez problemu zamknęła walizkę.
- Jak ty to zrobiłaś!? Dzięki! - podniosłam mniejszą walizkę i wystawiłam ją za drzwi. Tam zobaczyłam Justina kładącego swoje.
- Justin, cześć. - powiedziałam zadowolona i dałam mu całusa w policzek.
- Hej ;) Jesteście gotowe? - zapytał.
- Tak. Sorry, że musieliście czekać na mnie... - zaczęłam się tłumaczyć.
- Czekać? A co ty! Jesteś przed czasem. Danny dopiero wyszedł z łózka więc do wyjazdu mamy jeszcze trochę czasu. Może wejdziesz? - byłam zła na Mię za kłamstwo, ale nie zamierzałam się tym przejmować. Choć przez tą debilkę nie wyspałam się. ;]
- Mam do wyniesienia jeszcze jedną walizkę. - powiedziałam smutna.
- Ja to zrobię, a Ty tu poczekaj! - krzyknął i wparował do naszego pokoju, po chwili znów się pojawił kładąc wieelką walizę przy ścianie holu.
- Podobało Ci się? - zapytał, gdy weszliśmy do jego pokoju.
- Było cudownie, oprócz tych kłótni. - powiedziałam smutna.
- To wszystko moja wina..
- Moja też, co do Jessego.
- Ale ten wyjazd... Dla Ciebie zrezygnowałbym nawet z kariery. - rzekł.
- Ooo... Jakie słodkie sceny! - krzyknął Danny. - Zbierajcie się, bo wyjeżdżamy! Lovvciam was! - krzyknął rozbawiony.
- Danny!! - wskazałam mu wyjście.
- No idę, idę... - rzekł udając przerażonego. Gdy wyszedł Justin mnie pocałował.
- A to za co? - zapytałam wesoła.
- Za to, że jesteś taka cudowna. Chodźmy już, bo będą zaraz nas poganiać. - wstał, podał mi rękę i wyszliśmy razem zamykając na klucz drzwi od naszych pokoi.
*
4 sierpnia , godz. 12.00
Właśnie wjeżdżaliśmy do Atlanty. Było tu teraz tak upalnie, że musieliśmy włączyć klimatyzację prawie na maxa. Znowu te piękne alejki, pełni energii ludzie, dzieci bawiące się za ogrodzeniami domków jednorodzinnych... Tylko zielona trawa w niektórych miejscach zamieniła się w słomę. Mam nadzieje, że matka z Rose nie wróciła wcześniej, bo przyjeżdżają według ich planu jutro wieczorem. Nagle zadzwoniła moja komórka. W samochodzie JB rozległa się piosenka 'Eenie Meenie'. Widziałam szczęśliwy uśmiech Justina, więc odwzajemniłam go.
- Przepraszam... - powiedziałam nieśmiało i wyciągnęłam dojść długo poszukiwaną komórkę. - Lily, coś się stało? ... Jak to!!?? ... Nie żartuj i uspokój się! ... Wściekła? .. Cholera, będę miała niezłe kłopoty... Powiedziałaś jej?...Ok, dzięki, pa. - powiedziałam drżącym głosem.
- Co się stało? - powiedzieli chórkiem Danny, Mia i Justin.
- Mama z Rose przyjechały dziś... i poszły do Lily, żeby mnie zabrać. Mama Lilki się wygadała, że wyjechałam i że tu nocowałam tylko jedną noc.
- Nie martw się, wezmę całą winę na siebie, wszystko będzie ok. - powiedział Justin, otarł mi łzy i przytulił.
*
4 sierpnia, godz. 12.30
Zaparkowaliśmy pod moim domem.
- Poradzisz sobie? - zapytała Mia.
- Muszę. - powiedziałam smutna. - No to cześć... - rzekłam do wszystkich.
- Trzymaj się. - powiedział Justin całując mnie w policzek.
Wyszłam z samochodu. Walizki były już wystawione przez kierowce. Popatrzyłam się na dom. W pokoju Lilki były otwarte okna, od strony kuchni też. Trawa była tu żółta, spalona słońcem,jak w innych uliczkach Atlanty. Wyciągnęłam z torebki klucz do bramy i po chwili już stałam przy drzwiach. Otworzyła mi mama. Nie odzywała się tak jak ja. Spuściłam głowę i wtargałam walizki do środka.
Usiadłam w kuchni, mama także.
- Dlaczego mnie okłamałaś? - zapytała z pełną powagą.
- Bo bałam się, że mi nie pozwolisz. - rzekłam.
- Dziecko, Ty zwyczajnie uciekłaś z domu. Zachowałaś się jak czterolatka!
- Bardzo chciałam tam jechać ze znajomymi. Wiesz, że jestem odpowiedzialna. - powiedziałam na swoją obronę.
- Nie kochana, właśnie teraz wiem, że jesteś bardzo nieodpowiedzialna. Ten Twój chłopak zawrócił Ci w głowie. - rzuciła mi przed nos gazetę. Na okładce był Justin.
- Nie jest mój! To przyjaciel.. - spuściłam głowę niepewnie.
- Niech Ci będzie. A więc ZAKAZUJĘ spotykać ci się z tym przyjacielem. - powiedziała spokojnie.
- Nie rób mi tego! - krzyknęłam rozpaczliwie.
- Robię to, co uważam za słuszne. - powiedziała z dumą.
- On wyjeżdża, chcę się jeszcze z nim spotkać do tego czasu!! - zaczęłam krzyczeć. Kątem oka zauważyłam, że obserwuje nas Rose.
- Przykro mi. Masz zakaz na Biebera i na komputer przez miesiąc. I będziesz dostawać połowę mniej kieszonkowego niż dotychczas. To tyle. - powiedziała wstając od stołu.
- Nie zakazuj jej, mamo.- powiedziała Rose. Matka na początku ją zignorowała, lecz potem popatrzyła się na nią i zaczęła słuchać podpierając ścianę. - Jeśli chce i tak się z nim spotka. - stwierdziła Rose.
- Proszę, mamo. Już nie..długo wyjeżdża. To... mogę się spot..ykać z..nim? - wydukałam.
- Przykro mi, ale nie.. - Mama odwróciła się w stronę schodów i poszła na górę.
Rose popatrzyła się na mnie współczująco i podeszła przytulając.
- Zmieni zdanie, zobaczysz... - klepała mnie po plecach. To by było straszne, gdybym już nie zobaczyła Biebera do wyjazdu.
*
Dzień wyjazdu Justina, 11 sierpnia, 9.00
Obudziły mnie ciepłe promienie słońca wpadające przez odsłonięte okno. Wstałam, celując stopami w kapcie. Przeciągnęłam się, odbyłam poranną gimnastykę, kilka skłonów, brzuszków i podeszłam do okna. Szła właśnie jakaś zakochana para, starszy facet wyprowadzający psa i kobieta biegnąca w stroju do joggingu. Wzięłam z łóżka limonkową poduszkę, położyłam ją na parapecie i usiadłam na niej. Moja głowa oparła się o ścianę. Siedziałam tak 10 minut rozmyślając o pustce w sercu, jaką wyrządził mi ten chłopak, o jego pięknych oczach, uśmiechu. Pod poduszką , która leżała na łóżku znalazłam zdjęcie Justina i zaczęłam się mu przyglądać. Stwierdziłam, ze nie pasują do niego błyski fleszy , wrzeszczące fanki czy długie trasy koncertowe. Moje serce było rozerwane na 2 połowy - zazdrość i miłość. Jak na razie miłość zwyciężała, ale kto wie, co będzie za te 2 tygodnie? Pocałowałam fotografię i wrzuciłam ją do szafy. Pościeliłam niedbale łóżko, poszłam do łazienki wykonać poranne, codzienne czynności. Gdy wróciłam do pokoju, przebrałam się w TO oraz jasne, podziurawione [dla efektu] rurki. Ciągle myślałam o nim. Nie wiedziałam, co będzie, gdy nie będę za nim tęsknić. Może to oznaczać, że w ogóle go nie kochałam. Spędziliśmy wspaniałe dwa tygodnie, było cudownie, ale to nie będzie trwać wiecznie. Boję się bardzo tego, że znajdzie fajniejszą dziewczynę, albo przedłuży wyjazd. Przecież my nawet nie chodzimy ze sobą! Próbuję Justinowi podsunąć taki pomysł, ale to marnie wychodzi,bo nie umiem powiedzieć 'poproś mnie o chodzenie!'. Wracając do tematu zaborczej matki - zgodziła się na spotkania z Bieberem 2 dni po naszej kłótni. ^^
*
11 sierpnia, pożegnanie z Justinem, godzina 11.30.
Chyba każda dziewczyna chce, żeby zrobić na ukochanym jak najlepsze wrażenie. ^ Przekopywałam szafę kilkanaście razy z siostrą, aż w końcu postanowiłam pójść w TYM.
- Idź już, bo się spóźnisz! Za pół godziny masz być przed jego domem.
- To 2 ulice dalej. - popatrzyłam się na głupią Rose.
- Lepiej wyjść wcześniej, niż się spóźnić. - uśmiechnęła się.
Zadzwoniła do mnie Carmen i trochę pogadałyśmy, ale szybko musiała kończyć. Od przyjazdu spotykałyśmy się mało, tylko 2 razy. Całe dnie spędzałam z Justinem. Wszyscy już wiedzą, że jesteśmy 'razem', redaktorzy piszą o nas, jak opętani. Ale fajnie jest być 'dziewczyną' takiego przystojniaka, mimo, że jeszcze nieoficjalną. ;/
Postanowiłam wyjść z domu wcześniej. Założyłam ciemne okulary i duży kapelusz. Przed DOMEM Justina rozglądnęłam się, czy nikogo nie ma. Gdy się upewniłam, zszedł jakiś facet i mi otworzył.
- Panna Lovato? - zapytał się z notesem w rękach.
- Tak, to ja. - odpowiedziałam zirytowana.
- Justin już czeka na w ogrodzie. Pozwoli pani, że panią zaprowadzę. - powiedział bez przerwy się szczerząc jak mysz do sera. Zaprowadził mnie na tył domu. Był tam BASEN i ogródek, oraz bardzo piękny most nad basenem. Żyć nie umierać. Facet z obsługi państwa Bieberów oddalił się. Na leżaku kilka metrów przede mną siedział Justin i czytał coś w laptopie.
- Cześć! - krzyknęłam głośno, żeby się ocknął.
- Siema Chelsea. - podszedł do mnie i pocałował w usta. W jego oczach nie ujrzałam radości,tylko smutek.
Gadaliśmy jeszcze przez około godzinę. JB musiał się już zbierać, więc poszliśmy na przód domu. Wtedy Bieber złapał mnie za ręce.
- Będę tęsknił, bardzo. Jak wrócę, zrobię Ci niespodziankę, mam nadzieję, że się z niej ucieszysz, bo długo zwlekałem. - uśmiechnął się. Ja popatrzyłam się na niego zalotnym wzrokiem.
- Też będę tęsknić. Wczoraj zrobiłam specjalny kalendarz. Już odliczam dni do Twojego powrotu. Obiecaj, że będziesz codziennie dzwonić. - zarzuciłam ręce na jego szyję. Justin objął mnie w talii i złożył na moich ustach pożegnalny, namiętny pocałunek.
- Obiecuję. Kocham Cię... - wyszeptał mi do ucha, lekko przytulił i nie patrząc się na mnie poszedł sobie. Stałam jak małe i nieporadne dziecko. 'To tylko 2 tygodnie' - tłumaczyłam sobie. Jednak moje serce wypełnione było tęsknotą i nic na to nie mogłam poradzić, że będzie mi go najzwyczajniej w świecie brakować.
------------------
Hejoo. ;*
Na początek: dzięki za komentarze i dodawanie się do obserwatorów. Jest nas już 14! :) Ciesze się, ze doceniacie mój wysiłek.
Co do JB: poszedł sobie dlatego, że się poryczał. XD
Zastanawiam się, czy zrobić coś takiego jak: oczami Justina/oczami Chelsea.
Doradźcie . ;pp
Mam nadzieje, że spodobał Wam się rozdział. Chyba długi mi wyszedł. ;]
Dawajcie opinie , Paa < 333
Biedna ... ;/
OdpowiedzUsuńA tak swoją drogą to nie mogę się doczekać tej niespodzianki ^^.
Wiesz, na blogu http://take-me-to-heaven-justin.blogspot.com/ tak jest, że oczami bohaterów, więc jeśli tak zrobisz będzie wyglądało jakbyś kopiowała. Ale to twój wybór...
OdpowiedzUsuńFajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTak zrób oczami bohaterów bo prawie na każdym blogu tak jest i tak jest fajnie.
Do julixx6:
A skąt wiesz,że Szara też od kogoś nie skopiowała,bo na większości blogów tak jest i u mnie też!!
Zrób oczami bohaterów bo tak jest fajne ...
OdpowiedzUsuńPozdro :)
nie b to wygląda jak ściąganie od kogoś pomysłów a tak to jest fajnie
OdpowiedzUsuńSuper czekam na następny...;)
OdpowiedzUsuńNie rób oczami bohaterów, to wszystko psuje! I będzie jak kopiowanie
OdpowiedzUsuń